Reklama

Czy te Bliźniaki do nas wrócą?

The Gutter Twins, czyli Greg Dulli i Mark Lanegan, mroczne ikony amerykańskiej muzyki niezależnej, wystąpili w warszawskiej Proximie.

"Mówiłem wam, że wrócimy!" - krzyczał Greg Dulli, wspominając wizytę grupy The Twilight Singers w 2006 roku w Warszawie. I rzeczywiście wrócili. Wtedy występujący gościnnie z zespołem wokalista Mark Lanegan pokazał się tylko w kilku utworach. W sobotę (23 sierpnia) w Proximie był pełnoprawnym partnerem Dulliego w nowym projekcie muzyków - The Gutter Twins. Do nagrania wspólnego albumu przez tych dwóch dżentelmenów wcześniej czy później musiało dojść. Doszło później (czytaj: w 2008 roku), bo ciężko było zgrać terminy. A ponoć za powstanie "Bliźniąt" odpowiedzialny jest jeden z włoskich dziennikarzy, który podczas wywiadu z Dullim zakomunikował zaskoczonemu muzykowi, że Mark Lanegan czeka na telefon. Efektem jest bardzo udana płyta "Saturnalia" i kilka piosenek, które nie trafiły na album, ale które można znaleźć na MySpace The Gutter Twins.

Reklama

Słuchając "Saturnaliów" zaskoczenia nie ma - Dulli i Lanegan pokazują się w tonacji, w której jest im najlepiej do twarzy. Zresztą nikt nie wymagał od nich, że nagrają album dajmy na to elektroniczny czy jazzowy. Rockowy blues noire, ostemplowany soulowymi zapędami Grega i skorodowanym, grobowym wokalem Marka - niespodzianek nie ma, zawodu również.

Pomimo faktu, że Dulliego i Lanegana łączą muzyczne klimaty i trwająca dwie dekady przyjaźń, to artyści są całkowitymi przeciwnościami. Pulchniutki Greg - wyglądem zaprzeczający faktowi bycia ikoną muzyki alternatywnej - to ogień, który przez cały koncert płonie i zapełnia swoim żarem scenę. To Dulli, momentami wyglądający jak Elvis Presley w wersji gotyckiej, rządził w Proximie nie tylko na scenie, ale również odważnie schodząc do publiczności. Techniczny trzymający kabel od mikrofonu Dulliego nad głowami tłumu, wyglądał jakby złowił pływającego w morzy fanów tłuściutkiego Grega na wędkę.

Były lider Afghan Whigs swobodnie brylował na koncercie nie tylko dlatego, że sceniczną charyzmę ma we krwi, ale także dlatego, że Lanegan kompletnie ignoruje wszelkie frontmańskie obowiązki. I o ile Dulli - trzymając się terminologii żywiołów - to ogień, szczupły i wysoki Mark jest ziemią. Sceniczna aktywność byłego wokalisty grunge'owych Screaming Trees ograniczała się do śpiewania i rytmicznego kiwania głową w wersji "slow motion". Poza tym Mark raz odezwał się do tłumu (przedstawiając głosem lorda Dartha Vadera drugiego Bliźniaka) i raz się uśmiechnął (pomiędzy szaleńczo przyjętymi kompozycjami "Live With Me" i "Idle Hands"). O ile wylewność nie jest wiodącą cechą Lanegana, to mrocznym magnetyzmem i jedyną w swoim rodzaju grobową charyzmą bije na głowę nawet Dulliego, jednocześnie idealnie uzupełniając wspólnika w przestępstwie. Te "Bliźniaki" zdecydowanie są dwujajeczne, ale jednocześnie jakby zrośnięte głowami.

Z kronikarskiego obowiązku należy dodać, że Dulli i Lanegan zgromadzili iście internacjonalną grupę towarzyszącą. Bo o ile obecność muzyków ze Stanów Zjednoczonych czy nawet Wielkiej Brytanii nie powinna dziwić, to szwajcarski perkusista i pochodzący z Chorwacji gitarzysta budzą lekkie zdziwienie.

W Proximie, poza najmocniejszymi fragmentami "Saturnaliów" (m.in. "Idle Hands", "God's Children", "Front Street" czy "The Stations"), było sporo "ekstrasów", jak choćby twilightsingerowa (EP-ka "Stitch In Time") wersja "Live With Me" z repertuaru Massive Attacka, "Bonnie Brae" czy "Papillon". Najmocniejsze wrażenie pozostawiły jednak numery z solowego repertuaru Marka Lanegana: "Hit The City" czy mocno stonerowe "Methamphetamine Blues".

Co dalej stanie się z projektem The Gutter Twins? Z jednej strony byłoby przyjemnie jeszcze raz otrzymać od Dulliego i Lanegana nagraną wspólnie płytę. Z drugiej chodzą słuchy, że Greg tworzy coś ponownie pod szyldem Afgan Whigs, natomiast Lanegan zamienia się w alternatywnego Midasa, "rdzawiąc" swoim głosem coraz to nowe projekty (ostatni to druga wspólna płyta z Isobel Campbell "Sunday At Devil Dirt"). Ich kolejne wspólne przedsięwzięcie na pewno dojdzie jeszcze do skutku, ale być może sobotni koncert The Gutter Twins był pierwszym i zarazem ostatnim występem projektu Polsce. Szkoda zatem, że oglądała go nieprzekonująco liczna publiczność.

Artur Wróblewski, Warszawa

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ikony | bliźniaki | The Gutter Twins
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama